Strona:Listy o Adamie Mickiewiczu.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skiéj Augusta Cieszkowskiego, który mu był przyjacielem, więcéj... bratem, więcéj... duchowym mistrzem: słowem że Zygmunt, ten mistrz słowa, ta eolska harfa, która każdy powiew zamieniała w muzykę, opierał się na powagach tworząc. Juliusz to samo; przypomina on, to Adama, to Byrona, to Kalderona, kiedy Adam przypomina się w jednym tylko, krwawym, okrutnym, poemacie: w Mękach ludu polskiego; z ludem on śpiewa, jęczy i od niego bierze wszystkie formy wiersza, ową architekturę poetyczną... A kto bacznie czytać zechce czwarty tom, znajdzie w nim wszystkie nuty, od gawędy mieszczanina, od powtarzania owego więc, więc, więc, za Kilińskiego pamiętnikami prozą, do kantyczkowych piosenek sielan i do gorzkich żalów męki Chrystusowéj; wszystkie formy ludowe zbiegły się żeby utworzyć kolebkę dla łez Adama, pro Christum, katakumbowe dla przyszłości. Jego podróż do Moskwy skierowała skrzydła Anhellego w podróż daléj, bo aż na Sybir, jak więzienie i spiski Konrada wyzywały Kordyana do życia, z tą różnicą, że u Adama wszystko jest raczéj z pamięci wydobyte, z wnętrzności niż z wyobraźni, a rytm jego przypomina szmer stąpających wygnańców na bezludne Barabasza stepy, ciągnących kajdany i ślady krwi za sobą. Fantazya Juliusza... to fantazya;... czarowne poezye pisał, ale ani jednego dotknięcia z natury, prócz w Ojcu zadżumionych. To samo u Zygmunta. Adam jeden obdarzony był kreacyjnym duchem greckim, realnym. Jak slepiec z Chios Archipelag, tak Adam ocean łez polskich przemierzył sam, spojrzał w głębie jego i odwzorował w natchnieniu. Jak u Homera bogi czy ludzie rysowane prostemi liniami od koturnu aż do pukla włosów nad czołem, tak u Adama.