Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/528

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ny Marji Javouhey. Dnia 13 i 20 września było przesilenie w jego duszności, które trwało około pół godziny i potem ustało. 30 września czuł się bardzo słabym, około godz. 11 w nocy skarżył się Ojciec bardzo; na moje pytanie, co go boli, opowiedział: »Wszystko, jestem złamany«. W kilka chwil potem wpadł już w agonję. Była ona długą, ale łagodną. Oddychał spokojnie, język lekko ubezwładniony nie pozwalał mu mówić, gorączkował, szepcąc zcicha o swym kościele, o swem ukochanem tabernakulum i t. d. Od czasu do czasu wypił bez żadnej trudności kilka kropel wody z Vichy i pozostał tak 30 godzin w tej samej pozycji, leżąc na lewym boku. Prosił nas, abyśmy go obróciły i jakaż była nasza boleść, gdy ujrzałyśmy ile wycierpieć musiał nasz kochany pacjent. Na biodrze miał ranę wielką, jak dwie ręce, a trzy jej strony były rozognione do głębi; pomijam już to, że drugie biodro było skaleczone i że już od pierwszych dni miał bardzo wielką na dolnej części kości grzbietowej. Nie wiem już, czy było jedno miejsce na tym biednym ciele, wyglądającem jak szkielet, któreby nie cierpiało. Aż do ostatniej chwili widział on, co się działo wokoło, pytał się o chorych, ale wewnątrz żył połączony z Chrystusem. W każdej chwili dnia i nocy widziało się, jak czynił znak krzyża św., bił się w piersi, całował swój krucyfiks, lub medalik z Najśw. Panną. Za każdym razem, gdy go męczył zanadto wielki ból, mówił: »O Jezu, miej litość nade mną! O Jezu! Jezu! Jezu! O Domina mea i t. d.
Pożywieniem jego podczas choroby było tro-