Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

więcej po katolicku, po bożemu, tak to sobie moim głupim rozumem tłumaczę: musieli ludzie nabróździć za wiele, zanadto zapomnieć o Bogu, więc taż Pan Jezus i zesłał nieszczęście, żeby ich nieco upamiętać, jak dobry Ojciec, który, choć kocha swe dzieci, jednak je i rózgą popieści kiedy na to zasłużą. Zwykle w nieszczęściu stają się ludzie pobożniejsi, co potwierdza nawet i przysłowie: »jak trwoga, to do Boga«. Do kogóż zatem zaczną się udawać, kogo o przyczynę prosić, jeżeli nie Matkę Najświętszą, wszak wiedzą wszyscy, że jedyną i najpewniejszą obroną i pomocą — Matka Najświętsza nie kto inny. Jak zaś więcej zaczną ludzie garnąć się do Matki Najświętszej, to już wszystko dobrze, bo powiększy się Jej cześć, o Ona ze swej strony nikogo udającego się do Niej nie odrzuci, to więcej niż pewne. Uprosi przebaczenie win ludziom u swego Boskiego Syna i dopomoże, jak w rzeczach doczesnych, tak i co do duszy — ot dlaczego tak się wyraziłem, t. j. że ucieszyła mnie wiadomość o powodziach.
My tu mamy też obficie deszczu codziennie, ale nie są to powodzie, tylko zwyczajna deszczowa pora przez 5 czy 6 miesięcy, potem znowu ani kropli deszczu przez drugie tyle czasu. Niezbyt dawno temu mieliśmy tu dwa razy grad. Było przez jakiś czas okropnie parno, duszno i nieznośnie gorąco, poczem spadł tu grad, porządnie go spadło i leżał kilka minut; wszystko było pobielone na ziemi, jak kiedy śnieg spadnie. Przypomniały mi się konwiktowe czasy na chwilę, bo widziałem jak czarni, nie zważając na to, że tak są wrażliwi na zimno, zaczęli ze swawoli obsypywać jeden