Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

płótno przymocowane. Trudno nieraz pojąć, jak tyle dzieci przeżyje tyle i takich tarapat w ciągu lat 2, czy 3.
Teraz o sobie słówko Ojcu opowiem, a raczej upokorzę się przed Ojcem, wyznając moją winę, mianowicie: od jakiegoś czasu nie miałem febry, ani też pcheł afrykańskich. Cieszyło mnie to, ale ani razu nie podziękowałem za to Matce Najświętszej, modliłem się wprawdzie często, ale sam nie wiem dlaczego jakoś się mi nie modliło tak, jakbym chciał i jak trzeba, i nie podziękowałem Najświętszej za tę łaskę. Otóż niedawno, właśnie podczas pisania tego listu, zaatakowały mnie pchły afrykańskie; nogi popuchły i rad nie rad, jego afrykańsko-tatarska mość musiał porzucić trzewiki i ustroić się w sandały. Chodziłem naturalnie trochę nierówniej, niż żołnierz we froncie; pytają mnie chorzy: »Co ci jest Ojcze, nogi cię bolą?« Powiadam im, że doznaję obecnie skutku grzechu pierworodnego, więc trzewikom dałem urlop, a sam walczę z pokusą do tańca. Niekoniecznie było mi do śmiechu, ale, że dobre wychowanie nakazuje trzymać się przysłowia: »hop na ulicy, choć bieda w kamienicy«, więc żartowałem — w parę dni potem chwyciła mnie febra i trzęsła, jak dobrze urodzajną gruszą; połknąłem zaraz niezłą dawkę chininy i zarazem przeprosiłem Najśw. Matkę za niewdzięczność. Mateczka najmiłosierniejsza więc przebaczy staremu złoczyńcy i jakoś to ono bude.
Posyłam Ojcu fotografje, które udało się zrobić, z nich może Ojciec choć trochę powziąść wyobrażenie, ile trzeba było ścinać góry i o ile robo-