Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

remi biegnie strumień, ale że to pora deszczowa, więc ten strumień biegł ostro i przybrał nieźle, jak wszystkie górskie strumienie; głęboki zbyt nie był, tak na oko sądząc, może miał w tem miejscu 1 metr głębokości, woda bardzo czysta, bo biegnie po kamieniu, więc dno widziałem dobrze; dno bardzo najeżone odłamami skał i prąd ostry, wskutek czego hałas był niezły. Most zrobiony był z długich żerdzi, dość wprawdzie grubych, ale uginających się pod nogami, od powierzchni wody do tego mostu było, jak mogę wnosić i jak mi inni mówili, niewięcej jak 8 lub 10 metrów, ale musiałem iść jedną nogą po jednej żerdzi, a drugą nogą po drugiej, gdyż na jednej nie było dość miejsca; te żerdzie okrągłe, uginające się i podrzucające przechodzącego, oprócz tego śliskie od deszczu; przeprawa zatem nie była arcyłatwą, odzienie na mnie mokre i torba przez plecy, ważąca może 10 kilo, wcale mi w przejściu nie pomagały. Długości miał ten tańcujący most może jakich 10 do 12 metrów. W połowie drogi pośliznęła się mi jedna noga, a że zgrabnością linoskoczka wcale się nie odznaczam, więc z utrzymaniem równowagi był niemały kłopot i pociemniało mi raptem w oczach, z czego Ojciec łatwo może wnosić, że i cywilną dowagą też się nie odznaczam. Jak tylko poczułem, że jedna noga już mnie nie trzyma, zatrzymałem się przeważając na drugiej nodze, zaraz zacząłem odmawiać »Zdrowaś Marjo«, a odzyskawszy równowagę, modląc się zacząłem iść dalej i za łaską Matki Najśw. doszedłem, a raczej dohojdałem się następnej skały, nie zażywszy wcale kąpieli w potoku, do której najmniejszej nie czułem ochoty.