Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gniewa. Po skończonym podziale można było doskonale ubawić się patrząc, jak stare dzieci cieszyły się i delektowały słodyczami, które dla nich przysłano z »tego dalekiego kraju, co leży za tem wielkiem morzem«. Ile tam było podziwiania umiejętności wazaha, którzy potrafią takie dobre rzeczy robić, ile obwąchiwania, lizania, klaskania językiem, opatrywania na wszystkie strony i t. p., to i opisać trudno. O malcach to już i mówić niema co. Szkoda tylko, że to tak daleko i że te dzieci, co przysłały słodycze, nie mogły same patrzeć na delektujących się czarnych gastronomów, bo miałyby niezłą rozrywkę. Małym dzieciom rozdałem cukierki i kapelusze przesłane. Łatwo mogłyby się była wkraść zazdrość, a niektóre pozszywane z różnych jaskrawych kolorów, co najbardziej przypadło do gustu moim czarnym elegantom, jak starym, tak dzieciom, kazałem im zatem wyciągać numera, jak w loterji, co który wyciągnął, to dostał. Było na co patrzeć, jak się to bractwo wystroiło. Czy sukienka była za wielka, czy za mała, czy ją właściciel włożył jak trzeba, czy zupełnie odwrotnie, na to nikt nie zwracał wcale uwagi. Każdy chodził i pysznił się strojem, jak paw ogonem. Już oddawna nie śmiałem się tak jak wtedy, kiedym patrzał na uciechę tych wyelegantowanych dzieciaków. Niektórzy tak komicznie wyglądali, że chyba trudno więcej. podziękowałem najpierw Matce Najśw., potem hrabinie Ledóchowskiej, a teraz w imieniu moich czarnych piskląt pokornie dziękuję wszystkim dobroczyńcom, którzy przez Soda-