Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się nie mogę, czego najlepszego dowodem może być to, że ze wszystkiego tego com tylko Ojcu dotychczas napisał o moich chorych, odkąd pomiędzy nimi jestem, nie tylko nie cofnąć, bez rozminięcia się z prawdą nie mogę, lecz przeciwnie, mógłbym niejedno dodać o czem zamilczałem. Proszę zaś zwrócić uwagę na znaczenie tych pięknych frazesów i osądzić, czy to się zgadza z prawdą: »trzeba ich napędzać do pracy, żeby głodu nie cierpieli« — choćby ci ludzie byli i najpracowitsi, czy mogą pracować, proszę o tem sądzić z fotografji, np. tej kobiety co zbiera suchą trawę do palenia. Dalej: »nienajgorzej chorym się dzieje, uprawiają pola manioku, patatów i t. p....« Najpierw, spojrzawszy na fotografję, proszę powiedzieć, czy taki chory jest w stanie uprawiać ziemię. Powtóre, co do pól, wprawdzie dał rząd dla moich chorych, jak już to Ojcu kiedyś pisałem, kawał ziemi, ale, podzieliwszy ten grunt między moich chorych, na każdego przypadnie kilka metrów zaledwie, czy taki kawałeczek można nazwać polem? Do użyźniania tej nie ziemi, ale gliny, chorzy mają tylko popiół i nie więcej, a choćby to była i najżyźniejsza ziemia, przypuśćmy, czy z takiego kawałeczka można zebrać tyle, żeby się żywić przez pół roku przynajmniej? Maniok zasadzony, dopiero po upływie dwóch lat zdatnym jest do jedzenia, a przez ten czas co jeść? Zebrał ktoś, przypuśćmy, maniok i wkrótce go zjadł, a potem co ma jeść do nowego zbioru? Każdy chory, co może cośkolwiek jeszcze robić, pracuje dla siebie, a inni jak mają się utrzymywać? Między moimi 150 chorymi z biedą znalazłem 30 jako tako zdolnych do roboty, gdyby na-