się z niemi poczęli hałasować. Nadiechał tam potem P. Woi-da Ruski, który Dragonii kazał zsięść z koni; a gdy się z chróstów większe Tureckie pokazało woysko, iuż się cofnąć nie mogli, bo by byli y Dragonów y siebie zgubili. Do mnie tedy przysyłali posłańca za posłańcem, aby ich ratować. Tymczasem gdy ia idę z pułkami tymi, które były przy mnie bez piechot y dział, bo te były na zadzie, oni też nie powiedali że woisko było wielkie Tureckie, wsiedli na przednie straże, y wsparli ich tak, że Dragonów pieszych odbiedz musieli.
Jam tymczasem uszykował te które przy mnie były pułki. Dopiero się pokazał nieprzyiaciel, y stanął o sto tylko kroków od nas. Nas nie było wszystkich pięciu tysięcy; bo iednych pozabiiano, drudzy pomarli, trzeci chorzy, a naywiększa część w taborze przy wołach, krowach, owcach y zdobyczach. Takem tedy stać kazał nie ruszaiąc się, a tymczasem ustawicznie posyłałem do Xcia Lotaryńskiego y do piechot naszych. Tam zaś postawiwszy P. Woi-dę[1] Ruskiego na prawem skrzydle, a Krakowskiego[2] na lewem, w środku Lubelskiego[3], sam składałem owe woysko, iakom mógł, cienkie okrutnie y zmięszane. Przybiegł potem P. Woi-da Ruski, y począł mię zaklinać, przez P. Boga, przez oyczyznę, abym się wcześnie salwował, bo postrzegł po woysku