Przejdź do zawartości

Strona:Liryka francuska. Seria pierwsza.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

TURKOT WOZU.


Nieboskłon — toń purpury, gdzie się słońce skrywa,
Rani nadmiarem blasku me zbolałe oczy, —
Aż póki z cichej wyży długi cień nie zmroczy
Pola, kędy się późna przepiórka obzywa.

I z każdą chwilą zmierzchu gęściejsze przędziwa
Gaszą ostatnie blaski sinych górskich zboczy:
Chwila, kiedy nietoperz przelata w roztoczy,
Chwila, gdy rozkwitają snów serdecznych dziwa...

Samotność wielkiej ciszy wkoło. I jedynie
Z za najdalszego boru mrocznej smugi płynie
Daleki turkot wozu skroś puste rozłogi...

I czy ja wiem dlaczego z takim lękiem w duszy
Słucham tego turkotu śród wieczornej głuszy
Zapóźnionego wozu z oddalonej drogi?