Strona:Liryka francuska. Seria druga.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

∗       *       ∗



Róże, które kochałem, z każdym dniem więdnieją…
Nie wszelki czas jest nowym pąkowiom przychylny.
Zefir wiał już dość długo. Niech teraz koleją,
Mrożący w biegu rzeki, zadmie wicher silny.

Czemuż w tak głośne pienie uderzasz, rozkoszy?
Zaż nie wiesz, że szaleństwem jest, gdy wciąż dowoli,
Bez powodu twe przyjście porusza i płoszy
Pod dłonią moją strunę winną Melancholii.