Strona:Liote.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 207 —

odąwszy, wzrok spuściwszy, oddalać się począł z widocznym pośpiechem.
Zawsze to miłe uczucie, gdy ktoś za nami obstaje. Agnieszka nawykła łacno do narzucanej sobie opieki. Ani jej nie szukała, ani nie potrzebowała, ale zagustowała w niej wprędce. Matce zaś obejście się i zachowanie stateczne Dominika nadzwyczajnie się podobało.
— Otóż w jakiem córuchna moja u niego poszanowaniu — myślała ukontentowana.
Nadeszła ciepła pora. Dnia po robocie zbywało wiele, albo więc nadkładali wszystko troje drogi byle nie zaraz do domu iść, albo na skwerze nowomiejskim, który im po drodze był, siadywali. A niekiedy zachodzili na błonie zazielenione, rozesłane za ostatnimi starej dzielnicy domami. Podobne ono było wprawdzie do kobierca miejscami wielce przetartego i zaśmieconego, trawa na nim ledwie nieco odrosła, już wygniecioną była i szarą od pyłu, zawsze jednak widziałeś stąd przestrzeń murami niezapartą i nieba szmat.
Błonie to wysunięte jednym bokiem do samej krawędzi wzgórza nad Wisłą, a przeciwnym sięgające do pustkowi aż po szpital