Strona:Liote.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 187 —

a nielękliwe znamionowało i pewności siebie nieco i uporu dość. Robotnikiem był jednym z kilkuset zatrudnionych w wielkich zakładach mechanicznych.
Wprędce jakoś potem, jak Agnieszka z matką u Leonostwa zamieszkały, sprowadził się i Dominik. Że zaś one w drugiej izbie kąt swój miały, że przytem, Dominik, dalszą musząc do swojej fabryki przebywać drogę, czy może też bałamucąc się wieczorami, późno — gdy te się już pokładły — wracał, a zrana wcześniej, niż one, wychodził, nie wiedziały nic o nim długi czas. Dopiero niedzieli którejciś wieczorem, Agnieszka przelotnie dostrzegłszy w pierwszej izbie Dominika, gdy do spoczynku się zabierał, matce pytanie półgłosem rzuciła:
— Chyba Leonowie mają kogoś nowego tamój? Nie wie mama, co za jeden?
— Podobno z fabryki. Powiadała mi cosik o nim Leonowa, ale na oczy go pierwsze widzę i co powiadała mi — nie przypomnę. Tyle chyba, że człowiek cichy, nie pijak.
— U nich to prawdziwy zajazd — szepnęła Agnieszka i więcej o tem nie mówiły.
Tak słabo zapamiętała twarz jego, że gdy