Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/492

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gwoździe były ostre, kilka chwil starczyło, aby przebić dłonie. Ale jeszcze nie koniec, trzeba było spłaszczyć kolana, płasko rozciągnąć stopy na drzewie, poczem założono jednę nogę na drugą i jednym gwoździem przytwierdzono obie. Głuchy odgłos przybijania rozległ się daleko; wszyscy drżeli na sam widok spadającego młota. Ofiara złości ludzkiej nie wydała ni jęku boleści, ni skargi; głuche panowało milczenie, nie dozwalające wrogom tryumfować, ani zwolennikom rozpaczać lub bronić.

— W którą stronę chcesz, aby patrzał? — zapytał surowy żołdak.