Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Cóż się dzieje? — pytali.
— Patrzcie! — zawołał stróż — Niebo w płomieniach!
Nagle jasność nabrała jeszcze siły, pasterze zakrywając oczy, padli na twarze; wtem usłyszeli głos pełen niepojętego uroku:
— Nie bójcie się.
Słuchali.
— Nie bójcie się, bo oto oznajmiam wam wielką radość, która napełni wszystkie narody ziemi.
Głos pełen słodyczy, spokoju, czysty, poruszył ich do głębi i napełnił ufnością. Uklękli z czcią i ujrzeli wpośród jasności postać ludzką, w szacie nadzwyczajnej białości, ponad jej ramionami wznosiły się końce skrzydeł; nad głową postaci świeciła gwiazda, ręce wzniosła nad pasterzami, błogosławiąc im, a twarz jej była dziwnie spokojna i cudownie piękna.
Nieraz słyszeli pasterze Judei i w swej prostocie rozmawiali o aniołach, żadna też wątpliwość nie powstała w ich sercach, a w uniesieniu myśleli: „Chwała Boża jest pośród nas; Bóg posłał do nas Anioła, jako kiedyś posyłał do proroków Swoich.“
Anioł mówił dalej: Dziś narodził się wam Zbawiciel w mieście Dawidowem, który jest Chrystus Pan.
I znów nastąpiła cisza, a słowa jego wyryły się w sercach pasterzy.
— A ten wam znak — mówił anioł dalej — znajdziecie niemowlątko owinione w pieluszki, położone w żłobie.
Święty posłaniec nie mówił już więcej; został jednak jeszcze chwilę; a gdy pasterze stali oniemieni, pojawiły się niezliczone zastępy aniołów, chwalących Boga i mówiących:
„Chwała Bogu na wysokości, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli.“
Ten hymn pełen uroczystych tonów brzmiał długo i powtarzał się wiele, wiele razy.
Nareszcie anioł wzniósł w niebo oczy, zwolna poruszył skrzydłami, roztaczając je poważnie, a były one wewnątrz białe jak śnieg i mieniące niby muszle morskie. Rozpostarłszy skrzydła, uniósł się anioł lekko bez trudu i zniknął wraz z światłem. Długo jeszcze po Jego odejściu słychać było z górnych sfer hymn, w miarę od-