Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ludzie moi, co pilnują dróg między miastami — rzekł — odebrali je posłańcowi.
— Czy to ogólnie wiadomo, że są twymi Ludźmi?
— Nie. Dla świata są to rabusie, których mam chwytać i karać.
— Szeiku! nazwałaś mię synem Hura, imieniem mego ojca a ja sądziłem, że mnie nikt nie zna na świecie. — Powiedz, skąd to wiesz?
Ilderim zawahał się chwilę, potem rzekł: — Wiem, że tak jest, ale więcej nie mogę powiedzieć.
— Czy ci to nie wolno?
Arab nic nie odpowiedziawszy, odszedł, ale widząc wyraźną boleść Ben-Hura wrócił i rzekł: — Nie mówmy więcej o tem, udaję się do miasta, a po powrocie może powiem. Daj mi list.
Ilderim włożył ostrożnie pismo w osłonę i rzekł z zapałem:
— Cóż mówisz? — pytał, czekając na konia, którego kazał sobie przyprowadzić. — Rzekłem ci, cobym uczynił, gdybym był tobą, a ty nie odpowiedziałeś, co czynić zamierzasz?
— Chciałem odpowiedzieć i odpowiem — rzekł Ben-Hnr zmienionym od wzruszenia głosem — wszystko co rzekłeś, uczyniłbym, wszystko co leży w zakresie ludzkiej mocy. Od dawna poświęciłem się zemście; nie było w tych pięciu latach jednej godziny, jednej chwili, w którejbym nie myślał o niej. Nie miałem ani odpoczynku, ani młodzieńczych uciech i radości. Rozkosze Rzymu nie nęciły mnie, a jeślim w tym grodzie przebywał, to na to, aby się zemsty nauczyć. Szukałem najznakomitszych mistrzów i nauczycieli — niestety! nie krasomówstwa lub filozofii, bom na nie nie miał czasu. Marzyłem inaczej, uczyłem się robienia bronią, a szukałem gladyatorów popisujących się w cyrku; oni byli mi nauczycielami. Na polach walki, wodzów miałem za mistrzów, przynosiłem im chlubę i dumni byli ze mnie. Tak więc, Szeiku, jestem żołnierzem, ale do rzeczy, o których marzę, muszę być wodzem i z tą myślą chcę iść przeciw Partom, a potem, jeśli Pan doda siły — jeśli wrócę — tu podniósł ręce w górę i mówił gorąco — wtedy będę śmiercią dla tysięcy Rzymian. — Oto, Szeiku, moja odpowiedź.