Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zdziwienie Ilderima wzrosło i wnet zawołał na sługi.
— Każ przynieść uprząż na czwórkę — rzekł — a uzdę dla Syryusza.
Ilderim wstał i mówił:
— Syryusz, to mój ulubieniec, a ja jego. Od lat dwudziestu to mój towarzysz we wszelkich przygodach na pustyni. Pokażę ci go.
To mówiąc, zbliżył się do zasłony dzielącej namiot, podniósł ją, przepuszczając Ben-Hura. Wszystkie konie szły do Szeika. Jeden z nich z małą główką, świecącemi oczami, z szyją jak łuk wygiętą a pokrytą bogatą i miękką grzywą, zarżał wesoło, gdy ujrzał swego pana.
— Dobry koń — mówił Szeik, gładząc śliczną sierść rumaka — dzień dobry ci, miły koniu! — a zwracając się do Ben-Hura, dodał: — Oto Syryusz, ojciec tej czwórki; a Mira matka ich, czeka naszego powrotu, bo jest za droga, aby narażać ją na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Zresztą wątpię, synu Aryusza, czyby stado zniosło jej nieobecność. Jest ona sławą swego rodu. Dziesięć tysięcy jeźdźców, synów pustyni, pyta codzień: słyszałżeś o Mirze? — A gdy usłyszą odpowiedź pomyślną, odpowiadają: Bóg jest łaskawy! błogosławiony niech będzie Pan.
— Wszak Mira i Syryusz, to imiona gwiazd, nieprawdaż Szeiku — pytał Ben-Hur, przechadzając się wśród koni i do każdego wyciągając rękę.
— Czemużby nie! — odparł Ilderim. — Byłżeś kiedy w nocy na pustyni? —
— Nie.
— W takim razie nie możesz mieć pojęcia, ile my Arabi gwiazdom zawdzięczamy. Nic więc dziwnego, że z wdzięczności dajemy ich imiona naszym ulubieńcom. Ojcowie moi mieli zawsze Mirę w stadzie, jak ja ją nam, a dzieci jej również są gwiazdami. Ten tu nazywa się Rigel, tamten Antares, ów Attair, ten do którego się teraz zbliżasz, to najmłodszy Aldebaran, najmłodszy, ale nie najmniej cenny, o nie! Poniesie cię przeciw wichrom, choćby szumiały w uszach jak Akaba, pójdzie gdzie każesz, synu Aryusza, a klnę się na wielkość Salomona, zaniesie cię nawet w paszczekę lwa, jeśli taką będzie twoja wola i odwaga.