Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i wydał nas siepaczom; słyszał błagania mojej matki za dziećmi i gdy nas rozrywano — śmiał się. Trudno zaiste powiedzieć, co się trwalej przechowuje w pamięci: miłość czy nienawiść. Dziś, Malluchu, poznałem go z daleka...
Mówiąc te słowa, chwycił towarzysza za ramię, i mówił dalej:
— Malluchu, on wie i zna tajemnicę, za którą dałbym życie moje! On może powiedzieć, gdzie jest i w jakich okolicznościch; jeśli ona — nie — jeśli one — ah! wielka boleść zamieniła je w jedno, jeśli rozstały się z życiem, to wiem co było ich zgonu przyczyną i może mi wskazać, gdzie ich zwłoki na mnie czekają.
— A on tego nie chce?
— Nie.
— Dlaczego?
— Bom ja Żydem, a on Rzymianinem.
— To i cóż? wszak i Rzymianie mają języki, a Żydzi choć wzgardzeni, posiadają sposoby poruszenia ich.
— Nie takich jak on. Nie, zresztą jest to tajemnicą państwa. Majątek mego ojca zabrany i rozdzielony.
Malluch zrozumiał doniosłość sprawy i kiwając głową, zapytał:
— Czy poznał cię?
— Nie mógł. Wysłano mnie na śmierć i dawno policzon jestem między umarłych.
— Dziwię się, żeś się na niego nie rzucił — wykrztusił z namiętnością Malluch.
— To mogłoby mi odebrać możność dojścia do celu. Mogłem go zabić, a wiesz dobrze, Malluchu, że śmierć lepiej jeszcze przechowuje tajemnicę niż zbrodnią shańbiony Rzymianin.
— Kto tyle ma powodów do zemsty, a nie korzysta z takiej sposobności, ten musi być pewnym przyszłości i mieć w zapasie lepsze sposoby pokonania nieprzyjaciela. Te spostrzeżenia zmieniły dotychczasowe zapatrywania i stanowisko Mallucha, przestał być towarzyszem z obowiązku, a zamienił się w przywiązanego sługę, bo Ben-Hur już go sam dla siebie zajmował a on służył mu dobrem sercem i poszanowaniem.
Po krótkiej przerwie mówił Ben-Hur dalej: