Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

były czarne, licowe białe jak śnieg, a wszystkie cztery rzymskim obyczajem z ogonami krótko ustrzyżonymi, z grzywami upleconemi, z żółtemi i czerwonemi wstążkami.

Nareszcie jadący zbliżył się o tyle, że go każdy w zupełności mógł widzieć i musiał przyznać, że słusznie wzbudził tak wielki podziw. Już same koła wozu były arcydziełem w swoim rodzaju, silne sztaby żelaza okalały zresztą lekkie koła, których sprychy z zębów słoniowych włożonych stosownie do naturalnego ich zgięcia nadawały pędu tak dziś, jak wówczas pożądanego. Dzwona koła z błyszczącego hebanu przytrzymywały bronzowe skówki, osie zaś, stosownie do całości koła, zdobiły fantastyczne łby tygrysie. Wasąg wozu był z pozłacanej wikliny.
Oczywiście, że piękne konie i wóz zwróciły uwagę Ben-Hura i na woźnicę.
Zrazu nie widział Ben-Hur ani twarzy, ani całej postaci, a przecież ruch i wzięcie nie były mu obce, przypominające jakby dalekie wspomnienie dawno minionego czasu.