Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jechali do Łysych-Gór z hrabiną Rostow i nieodstępną od jej boku Sonią. W Mikołaju rozwinęły się genjalne zdolności agronomiczno-administracyjne. Pracując wytrwale, wglądając sam w szczegół najdrobniejszy, mimo że nie wdawał się w żadne modne wymysły i gospodarował po staremu „po chłopsku“, jak się często sam wyrażał, od lat czterech pospłacał wszystkie swoje dłużki a nawet oddał szwagrowi 30.000 rubli, zaciągnięte po śmierci ojca. Zajmywał się również najtroskliwiej polepszeniem bytu swoich poddanych. Tylko dla leniuchów był nieubłaganym, karcąc surowo każdy objaw podobny. Wtedy nie pomagało nawet wstawienie się żony za delikwentem. Mąż unosił się gniewem, odpowiadając szorstko: — „Że się na tem nie rozumie i miesza się nie w swoje rzeczy“.
Jeżeli czasem aby zbadać jego sposób myślenia, pochwaliła go, że tak dba o dobrobyt swoich poddanych, wtedy odrzucał niecierpliwie:
— Nic a nic mię te chamy nie obchodzą, i nie dla nich pracuję. Takie głupie czułostkowości i filantropijne poświęcanie się dla dobra bliźnich, mogą li mieścić się w ciasnej kobiecej mózgownicy. Idzie mi o to, żeby dzieci nasze nie były kiedyś żebrakami, i żebym moją pracą przysporzył im majątku. Obecnie moim celem jest jak ci wiadomo wykupienie Otradnoe, mojego gniazda rodzinnego. Do tego wszystkiego trzeba pracy wytrwałej, ładu, porządku, karności i sprawiedliwości. Skoro chłop zubożeje, będzie głodny i goły, niema porządnego pociągu z wołów, czy koni, nie będzie pracował ani na mnie, ani na siebie samego.