Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pretensje rosyjskich jenerałów, i niechęć zajadła ku ich wodzowi naczelnemu. Nie oszczędzano niczego Kutuzowowi: Ani uwag pogardliwych, ani drwin i żarcików kłujących do żywego, choć wypowiedzianych pod pokrywką i w formie pełnej uszanowania. Z tego powodu, ponieważ nie oskarżano go jawnie i otwarcie nie mógł odeprzeć rzucanych nań skrycie potwarzy. Całe jego otoczenie nie rozumiało go wcale. Oświadczali wszem w obec jenerałowie służący pod Kutuzowa rozkazami: że z dziadem upartym nie poradna godzina; on bowiem nie potrafi przenigdy wznieść się tak wysoko, jak ich wzrok sięga. Zadawalniał się wiecznem powtarzaniem, kto chciał słuchać i kto nie chciał swojego frazesu ulubionego: — „Uciekającym Francuzom powinno się stawiać most złoty!“ — Gdy im perswadował ze zwykłą u niego prostotą, że wojsko nie ma butów, że wypada zaczekać na dowóz żywności; te rozsądne odpowiedzi na ich plany przemądre ale niewykonalne były w ich oczach jednym więcej dowodem, że był starcem głupim i niedołężnym. Widzieli w tem najwyższe nieszczęście Rosji, że władza nie spoczywa w ich rękach, ludzi tak sprytnych i tak gienjalnych.
Te nieporozumienia, niesnaski i usposobienie najnieprzyjaźniejsze w świecie, doszły do stopnia najwyższego po złączeniu się armji Kutuzowa z tą, którą dowodził Wittgenstein świetny oficer ulubieniec carski, okrzyczany bohaterem przez cały Petersburg. Raz tylko po bitwie pod Berezyną, Kutuzow wziął na kieł doprowadzony do ostateczności, i napisał do Bennigsen’a, który posyłał raporta wprost do cara, rozkaz w tych słowach: „Proszę