Przejdź do zawartości

Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poezji, taka abnegacja i chrześcjańskie bezwarunkowe poddanie się woli Bożej; dziś, ściśle i namiętnie z Marją złączona, pokochała nawet jej przeszłość, zrozumiawszy nareszcie to, co dotąd było w jej oczach zagadką niepojętą. Ona co prawda, nie była zdolną do cnót podobnych i do tak wielkich ofiar. Nawykła była szukać w życiu innych rozkoszy. Tem bardziej atoli podziwiała Marję, im mniej czuła się zdolną naśladować ją w czemś podobnem. Marja ze swojej strony słysząc szczegóły o pierwszej młodości Nataszki, widziała odsłaniające się przed jej oczami nowe, nieznane horyzonty, nabierała wiary w życie i w rozkosze tajemne, które z sobą przynosi. O Nim, mówiły nader rzadko, jak już o tem nadmieniliśmy wyżej. To milczenie zacierało jednak prawie bezwiednie i pomimo ich woli, wspomnienie bolesne o ich drogim zmarłym.
Nataszka wstała po chorobie blada i niesłychanie osłabiona. Rada była teraz gdy kto zauważył, że z dnia na dzień lepiej wygląda i zdrowie odzyskuje. Nagle przez dziwną zmianę i przewrót w umyśle, czuła się przerażoną, nie tyle myślą o samej śmierci, co o utracie przypuszczalnej, swojej piękności i krasy młodocianej. Przypatrywała się nieraz siedząc przed zwierciadłem swojej twarzyczce, chudej i wydłużonej. Dziwiła się tej zmianie i patrzała ze smutkiem prawie nie poznając samej siebie. — To było nieuniknionem i do przewidzenia — powtarzała w duchu; martwiąc się tem jednak i żałując że tak jest, a nie inaczej. Raz weszła była nadto szybko po wschodach i nagle tchu jej zabrakło. Natychmiast wyszukała sobie powód zbiegnąć na dół i znowu