Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na bok! — krzyknął biegnąc pędem w dół. — Tu nie ma miejsca dla pana!
Piotr puścił się za nim w tropy, unikając widoku zabitego porucznika. Kilka bomb przeleciało mu po nad głową i padło to tu, to owdzie.
— Gdzież ja dążę właściwie? — pomyślał stanąwszy o dwa kroki od jaszczyka z amunicją.
Zatrzymał się, nie wiedząc co ma robić dalej ze sobą. Nagle coś nim gwałtownie podrzuciło, huk straszliwy ogłuszył najzupełniej, jasność oślepiająca otoczyła go w koło i padł jak długi twarzą na ziemię. Gdy ochłonął cokolwiek z przerażenia, leżał rozciągnięty na wale. Jaszczyk znikł mu z oczu. Tam gdzie stał, leżały jedynie szczątki niedopalone desek na zielono pomalowanych i jakieś strzępy z ubrania okropnie porozdzieranego. Jeden koń wyplątawszy się szczęśliwie z hołobli, uciekał co tchu. Drugi ranny w bok śmiertelnie rżał żałośnie z bólu ciężkiego.





XIII.

Piotr oszalały z przerażenia, skoczył na równe nogi, i wrócił nazad w miejsce, gdzie stała przedtem baterja. Zdawało mu się, że tam będzie jeszcze najbezpieczniejszym. Zdziwił się nie słysząc wcale strzałów. Całe wzgórze było pełne jakichś ludzi nowoprzybyłych, których nie mógł z razu rozpoznać. Pułkownik przechylił się pół