Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jednakowoż utrzymują niektórzy, że z niego tęgi dowódzca — Piotr wtrącił.
— Nie wiem co pod tem rozumiesz? — Andrzej odrzucił.
— No! taki po prostu, który niczego nie zostawia na chybił trafił, i umie przewidzieć na przód plany przeciwnika.
— To jest czystem niepodobieństwem! — Andrzej wykrzyknął tonem tak stanowczym, jakby tę kwestję był od dawna rozstrzygnął w swoim umyśle. Piotr osłupiał.
— A jednak wojna, to niby wielka szachownica, jak twierdzą wojskowi — bąknął nieśmiało.
— Z tą drobną różnicą — podchwycił Andrzej z uśmiechem ironicznym — że grając w szachy, nikt cię nie pędzi i na kark nie wsiada. Możesz namyślać się jak długo chcesz... Czyż w szachach laufer nie zwycięża zawsze piona? A dwa piony, czyż nie są silniejsze od jednego? Na wojnie tymczasem, jeden bataljon zwycięża częstokroć całą dywizję. Liczebna zatem wyższość jednej armji nad drugą, pozostanie wiecznie zagadką nie rozwiązaną. Wierz mi, gdyby wszystko było zawisłem od mądrych planów i rozkazów wydawanych w głównej kwaterze, od wielkiego ołtarza, i ja byłbym w sztabie pozostał. Potrafiłbym rozkazywać, nie gorzej od innych, tymczasem, jak widzisz, mam zaszczyt służyć razem z tymi panami, dowodzę pułkiem, i jestem z góry przekonany, że zwycięstwo jutrzejsze zależeć będzie raczej od naszej odwagi i poświęcenia, niż od tamtych mądralów! Powodzenie w bitwie nie zależy i nigdy nie będzie zależnem, ani od planu naprzód ułożonego, ani od