Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnemu z obecnych jenerałów, głosem donośnym, stanowisko armji rosyjskiej. Piotr wysilał się aby módz pojąć, co właściwie skłaniało obie strony do wydania tej bitwy. Uczuł jednak, ku wielkiemu swojemu zmartwieniu, że inteligencja jego na to za słaba i że z tego wszystkiego nic a nic nie rozumie. Bennigsen zauważył jak pilnie nadsłuchuje, z oczami wytrzeszczonemi i spytał nagle:
— To sądzę, nie musi zbyt interesować pana hrabiego?
— Oh! przeciwnie — Piotr odrzucił.
Zostawili po za sobą roboty koło okopów, wchodząc na gościniec, który oddalał się w lewo. Tworzył on mnogie zakręty i przecinał lasek brzozowy, nie zbyt wysoki, ale gęsto podszyty. W środku lasu wyskoczył zając, z futrem płowem a białemi skokami, pędząc szybko drogą przed nimi. Wywołał w całem gronie wesołość niesłychaną. Przerażony nareszcie tupaniem i parskaniem koni, rzucił się w bok tonąc w gąszczu leśnym. O dwie wiorsty z tamtąd wyjechali na niewielką polankę. Tam zastali żołnierzów z oddziału Tutczkowa, któremu powierzono obronę lewego skrzydła. Gdy przybyli na sam koniec tegoż skrzydła, Piotr usłyszał na nowo Bennigsena, rozprawiającego z wielkim ferworem i podnieceniem gorączkowem. Zdawało się Piotrowi, że wydaje prawdopodobnie rozkazy i polecenia niesłychanej doniosłości. Przed oddziałem Tutczkowa, był dość stromy pagórek, nie zajęty przez nikogo z Rosjan. Bennigsen zaczął potępiać ten błąd nader surowo. Dowodził, że było to po prostu niedorzecznością, zostawić nie zajętym punkt