Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzkością po za jej własną wolą, kieruje w dodatku jakaś siła tajemna a wszechwładna, wiodąc takową dokąd chce sama, i gdzie jej się podoba.
Stan fizyczny Piotra odpowiadał stanowi moralnemu. Żywił się nędznie, pił prostą gorzałkę zamiast wina, nie miał tytuniu, chodził w brudnej bieliźnie, kładł się na łóżko twarde i o wiele za krótkie dla jego olbrzymiego wzrostu. Nic prawie nie spał, co rzecz naturalna, rozgorączkowywało go w najwyższym stopniu, doprowadzając prawie do szaleństwa.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Była druga godzina po południu. Piotrowi doniesiono natychmiast, że Francuzi już Moskwę opanowali. On jednak zamiast działać, myślał jedynie o swoim zamiarze, i układał wszystko w głowie, szczegół po szczególe. Nie tyle zastanawiał się nad przypuszczalnem zgładzeniem ze świata Napoleona, co nad swoją własną śmiercią niezawodną. O niej marzył nastrojony melancholijnie, i o swojej odwadze iście bohaterskiej.
— Tak, muszę to uczynić — powtarzał w duchu. — Poświęcę siebie dla dobra ogółu! Zbliżę się do „niego“ w ten sposób... i nagle!.. Czego jednak użyję?... Pistoletu czy sztyletu?... Mniejsza o to!... Uderzę nie ja, ale wszechpotężne ramię Opatrzności!...
Układał nawet w myśli co wykrzyknie, zadając cios śmiertelny Napoleonowi. — „Dobrze! prowadźcie mnie na stracenie!... Ginę z radością „Jego“ wpierw zgładziwszy!“ — i mówiąc to, z dumą głowę podnosił.
Gdy bredził w ten sposób, otworzono cichutko drzwi do jego pokoju, i ukazał się na progu Makar Aleksie-