Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oko i żyli na pozór, jak zwyczajnie, niby nic nie zmieniając w codziennych zajęciach. Wyglądali tylko dziwnie niespokojni i znużeni. Napoleon przechadzał się tam i nazad wzdłuż rogatki, czekając na deputacją bojarów. Uważał on ten czczy ceremonjał, za coś nieodzownego! Gdy mu w końcu zapowiedziano, z wszelkiemi możliwemi ogródkami, że Moskwa zupełnie wyludniona, spiorunował wzrokiem gniewnym zuchwalca, który śmiał wystąpić w obec niego z czemś podobnem i przechadzał się dalej w ponurem milczeniu.
— Kareta! — krzyknął nareszcie. Wsiadł do powozu zamkniętego z jednym tylko adjutantem, wjeżdżając do miasta opustoszałego. Czyż mógł przewidzieć coś tak nieprawdopodobnego? Nie dotarłszy do centrum, wysiadł na końcu przedmieścia Drogomiłowskiego, przed jakąś oberżą drugorzędną. Strzał, mający sprawić wrażenie kolosalne i olśniewające... spalił na panewce!





XXXVIII.

Gdy wojsko rosyjskie cofało się dalej po za Moskwę, przez całych dwadzieścia cztery godzin, niektórzy żołnierze, znęceni łatwą sposobnością do obłowienia się i nabycia tanim kosztem rzeczy drogocennych, wykradali się cichaczem z szeregów, dążąc do Gostinnoi-Dwora, gdzie były magazyny pierwszorzędne. Wyślizgali się tam z próżnemi rękoma, a wychodzili obładowani kra-