Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niego, było to czczem słowem bez żadnego znaczenia. Owe myśli, wirujące mu oddawna po głowie, w konturach nieokreślonych, teraz, podczas owej narady burzliwej, stały się dla niego prawdą niezbitą:
— Jak może istnieć — mówił sobie w duchu — teorja, lub nauka na podstawach niewzruszonych tam, gdzie wszystko zmienia się z godziny na godzinę, według sprzyjających lub niekorzystnych warunków i okoliczności, gdzie nie można niczego naprzód określić i przewidzieć? Któż z nas odgadnie, w jakiem położeniu znajdzie się nasza armja, lub wojsko nieprzyjacielskie za dwadzieścia cztery godzin? Czyż nie zdarzyło się nieraz dzięki pierwszemu lepszemu warchołowi szalonemu, i stawiającemu wszystko na kartę, pobić 30,000 nieprzyjaciół, z garstką pięciotysięczną, takich jak on sam szaleńców nieustraszonych? A na odwrót, czyż nie poszła w rozsypkę pod Austerlitz armja złożona z pięćdziesięciu tysięcy, wobec oddziału z ośmiu tysięcy, dla tego jedynie, że jeden podły tchórz wrzasnął na całe gardło: — „Jesteśmy odcięci! Uciekajmy kto w Boga wierzy!“ — Wszystko więc zawisło nie od planu, mniej lub więcej mądrego, lecz od pierwszego lepszego szeregowca, który krzyknie: — „Jesteśmy zgubieni! Uciekajmy!“ — albo też: — „Hurra bracia! Naprzód! marsz! Nie dajmy się!“ — Tylko zatem ten wygra, i ten stanie się użytecznym, kto potrafi oddziaływać wprost na szeregi żołnierzów!
Obudził księcia Andrzeja z tych głębokich rozmyślań głos Paulucci’ego, zapowiadający, że dyskusja skończona.
Nazajutrz podczas przeglądu wojska, car raczył spytać Andrzeja, gdzieby chciał służyć? Bołkoński przepadł od