Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

meble, te same zapachy, i te same twarze, z tym samym wyrazem, tylko bardziej zwiędłe i postarzałe. Księżniczka Marja, zawsze jak pod obuchem nieśmiała i brzydka, patrzała jak w tym straszliwym ucisku ulatują bezpowrotnie jej lata najpiękniejsze, bez jednego promyka jaśniejszego, bez słowa otuchy, pociechy, któreby uśmierzyło jej ból, uspokoiło cokolwiek jej duszę wiecznie strwożoną. Panna Bourrienne przeciwnie, umiała sobie uprzyjemnić każdą chwilę w życiu, i oddawała się wiecznie najsłodszym marzeniom na przyszłość. Była to zawsze ta sama fertyczna osóbka, pełna zalotności, zadowolona z siebie, z lekkim odcieniem zuchwałości i arogancji, co wpierw u niej tak nie uderzało. Mentor przywieziony ze Szwajcarji dla małego księcia Mikołaja, pan Dessalles ubierał się teraz najchętniej w sukno krajowe, kaleczył najhaniebniej język rosyjski, ale jednak już się jakoś nim ze służbą porozumiewał. Był zawsze człowiekiem cichym, bez pretensji, najpoczciwszym w świecie, tylko trochę zanadto wielkim nudziarzem i dość ograniczonym co prawda. Staremu księciu wypadł był jeden jedyny ząb. Taką jednak wielką próżnię po sobie zostawił, że to Andrzeja ogromnie raziło. Moralnie starzec nie zmienił się ani na jotę. Rozdrażnienie i niewiara we wszystko, wzmogły się jeszcze z latami. Jeden Mikołuszka wyrósł i wyładniał. On też jeden ożywiał ów dom ponury i smutny jak grób. Ten bawił się wybornie i nie bał się nikogo, nawet dziadka starego. Ze zwojami ciemnych włosów, spadających na długą cienką szyjkę, z buzią pulchną, okrągłą i różową, z wierzchnią wargą cokolwiek podniesioną, był podobny do matki jak dwie