Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uprzejmie, że z powodu bliskości miejsca, w którem znajduje się cesarz ze swoim głównym sztabem, życzenie posła, aby mu być przedstawionym osobiście, może spełnić się niebawem i nie natrafi prawdopodobnie na trudności nieprzełamane.
Przeszli następnie wzdłuż wsi pomiędzy pikietami huzarów, jak też i innych żołnierzy, garstkami oficerów tu i owdzie stojących, którzy salutując ich grzecznie, przypatrywali się z wielką ciekawością mundurom rosyjskim. Wyszli na pole stroną przeciwną. O dwie wiorsty dalej, stał kwaterą jenerał dywizji, który miał się podjąć przeprowadzenia posła carskiego, aż na miejsce, gdzie się znajdował Napoleon.
Słońce pozbywszy się wszelkich obsłon, oświetlało i siało w koło złote, ożywcze promienie, na pola i lasy okoliczne.
Zaledwie minęli karczemkę, zbudowaną na jednym z niewielkich pagórków, spostrzegli zbliżających się ku nim kilku wojskowych, na czele których jechał mężczyzna na pięknym, wysokim karym koniu, z czaprakiem i rzędem kapiącym od złota i błyszczącym zdaleka w blaskach słonecznych. Był on postaci wyniosłej, płaszcz purpurowy zarzucił był od niechcenia na ramiona, nogi trzymał w strzemionach, zwyczajem francuzkim na przód wyciągnięte. Na głowie miał olbrzymi kapelusz, z pod którego wymykały się kosmyki długich włosów, barwy kruczej. Lekki wietrzyk poruszał jego pióropuszem na kapeluszu, złożonym z piór różnobarwnych. I on tak samo jak rząd na koniu lśnił od złota, brylantów i ro-