Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żonemi, dumając, co ma dalej czynić? Około północy, wyjęła klucz z kieszeni chcąc zajrzeć do zamkniętej delinkwentki. Zastała Sonię w tem samem miejscu, do drzwi przytuloną i szlochającą spazmatycznie:
— Przez miłosierdzie Boże! wpuść mnie pani do niej! pozwól mi przy niej pozostać? — błagała najusilniej.
Marja Dmytrówna otworzyła drzwi, nic jej nie odpowiadając. Weszła do pokoju śmiało i bez wahania.
Sonia wśliznęła się za nią niepostrzeżenie.
— Szkaradzieństwo! bezeceństwo, wyprawiać takie skandale, pod moim uczciwym dachem — wybuchnęła z całą surowością — jednak przez litość nad twoim biednym starym ojcem, pokryję milczeniem, tę twoją całą awanturę! — Zbliżyła się do szezlonga, na którym leżała Nataszka w kłębek zwinięta, z twarzą wciśniętą w poduszki. Nie odwróciła się wcale od ściany, i nie odezwała. Jedynie łkania głuche, wstrząsające nią całą, zdradzały stan jej duszy.
— Śliczne rzeczy! — perorowała dalej Marja Dmytrówna — naznaczać schadzki kochankowi, na mojem obejściu!... Okryłaś się hańbą, jak ostatnia ulicznica, i gdybym tylko słuchała głosu mego serca własnego!... Chcę jednak oszczędzać twego ojca, i dla tego nie wspomnę mu ani jednem słowem, o tym skandalu! Szczęściem dla łotra, że zdołał uciec. Ale ja go odkryję, wydobędę choćby z pod ziemi, i wsadzę do kryminału!... Wsadzę, jak pragnę Boga przy skonaniu!... Nie puszczę mu tego płazem, zrozumiałaś? — dodała tonem srogości nieubłaganej. Usiadła obok Nataszki, i wsunąwszy swoją dłoń szeroką pod głowę, zmusiła ją do zwrócenia się w jej