Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dałeś się złapać w sidła sromotnie takiemu podlotkowi! — Miał na myśli to mówiąc, ślub Anatola.
— Dla tego właśnie, żadna mnie już teraz nie złapie! — Anatol parsknął śmiechem.





XXV.

Nazajutrz Rostowy nigdzie z domu nie wyszli, i nikt do nich nie przyszedł. Marja Dmytrówna, naradzała się długo z hrabią w cztery oczy. Postanowili raz jeszcze spróbować szczęścia u starego dziwaka. Nataszka zwietrzyła co się święci. Była tem zaniepokojona i dotknięta do żywego. Czekała prawie z godziny na godzinę powrotu Andrzeja, dotąd jednak nadaremnie. W ciągu dnia wysłała dwóch posłańców do pałacu Bołkońskich, aby dowiedzieć się czegoś stanowczego. I tym razem zawiodła ją nadzieja! To wieczne czekanie nękało ją niewypowiedzianie, a wspomnienie bolesne, jej odwidzin u księżniczki Marji, wprawiało ją w stan gorączkowy. Ogartywała ją chwilami trwoga śmiertelna. Zdawało się jej, że albo Andrzej nigdy już nie wróci, albo z nią samą stanie się tymczasem coś fatalnego! Nie była teraz w możności, oddawać się spokojnie słodkim marzeniom, o szczęściu, gdy Andrzeja ujrzy znowu przy swoim boku. Mąciły jej myśli natychmiast wrażenia odniesione w sali teatralnej, podczas opery. Pytała sama siebie po raz setny może, czy nie stała się występną? Czy jej