Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jając w puch jej czarowne marzenia, o świetnej partji, jaką zrobi jej syn, Mikołaj Rostow!
— Mikołciu, wytłumaczę ci wszystko później... A ty chciej mnie wysłuchać łaskawie mateczko najdroższa...
Mówiła szybko, bez ładu i składu, ale niemniej celu dopięła.
Hrabina wybuchnęła płaczem spazmatycznym, chowając twarz na córki ramieniu. Mikołaj tymczasem wyniósł się za drzwi po cichu, ściskając głowę oburącz ruchem pełnym rozpaczy.
Nataszka prowadziła dalej swoje dzieło pojednawcze. Póty prosiła, póki nie wymogła na hrabinie solennego przyrzeczenia, że nie będzie więcej Soni dręczyła wymówkami. Mikołaj dał jej słowo ze swojej strony, że nie zrobi żadnego kroku stanowczego bez woli rodziców. W kilka dni później, smutny i przygnębiony, że musiał tak boleśnie dotknąć serce matki, wyjechał z powrotem do swojego pułku. Był zdecydowany porzucić służbę wojskową i poślubić niebawem Sonię, w której sądził, że jest na śmierć rozkochanym.
Dom w Otradnoe stał się jeszcze bardziej ponurym, hrabina rozchorowała się na serjo tym razem.
Sonia opuszczona przez swego najukochańszego, znosiła z wielką przykrością dowody niechęci, prawie nienawiści, z którą hrabina zdradzała się na każdym kroku. Hrabia zakłopotany więcej niż kiedykolwiek, fatalnym stanem swoich interesów, widział się zmuszonym do środków ostatecznych. Postanowił nieodwołalnie sprzedać klucz jeden i swój pałac w Moskwie. Na to trzeba było koniecznie pojechać na miejsce. Zdrowie atoli hrabiny,