Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wczęta. Pierwsza na samym przedzie, miała na sobie żółtą sukienkę nankinową. Brunetka, niesłychanie wcięta w pasie, z dużemi palącemi oczami czarnemi, zarzuciła była od niechcenia na głowę białą chusteczkę muślinową, z pod której wydobywały się niesforne włosów kosmyki. Ta biegła szybko jak sarenka, krzycząc coś niezrozumiałego. Na widok nieznajomego w karecie podróżnej, odwróciła się od niego szybkim ruchem i uciekła śmiejąc się na głos cały.
Uczucie dziwnie bolesne, ścisnęło za serce księcia Andrzeja. Dzień był tak cudowny, słońce tak promieniste, wszystko zdawało się oddychać szczęściem w całej pełni i wesołością bez miary, aż do tej dzieweczki, z figurką szczupłą i wiotką jak trzcina. Ta oddana wrażeniom radosnym, upojona rozkoszą, czując się uosobistnieniem, tej najpiękniejszej pory roku, tej wiosny czarownej, ani myślała zresztą o nikim, najmniej zaś o nim. Mimowolnie spytał się w ducha z uczuciem goryczy niewypowiedzianej.
— Czem ona tak się raduje? O czem myśli? Z wszelką pewnością nie o kodeksie w sprawach karnych, ani o regulaminie wojskowym!
Hrabia Rostow żył w Otradnoje, tak samo jak i w Moskwie. Przyjmował u siebie całą gubernję, bawiąc swoich gości czem mógł. Urządzał im wspaniałe polowania, przedstawienia teatralne, w sali w tym celu zbudowanej, i dawał objady lukulusowe, z muzyką umyślne z Moskwy sprowadzoną. Każde odwidziny uważał za największą dla siebie pomyślność. I książę Andrzej