Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A choć który i spojrzy przelotnie, wyobraża sobie zapewne, że byłby to czas stracony, gdyby zajął się mną bodaj przez krótką chwilkę. Ani się nie domyślają, że ginę z ochoty tańczenia, że tańczę niezrównanie, i że zabawiliby się ze mną doskonale.
Muzyka grająca bez ustanku, działała na nią jeszcze bardziej przygnębiająco, do tego stopnia, że ledwie mogła wstrzymać się od płaczu.
Perońskę wzięto do poloneza, ojciec zaś był na drugim końcu sali olbrzymiej. Samotne, zgubione w tłumie obcym dla nich najzupełniej, nie budziły w nikim zainteresowania i nikt się o nie trzy nie troszczył. Bołkoński prowadząc jedną z dam w polonezie, otarł się o nie, nie poznawszy wcale.
Piękny Anatol Kurakin, uśmiechając się zwycięzko i szepcąc coś do ucha swojej tancerce, spojrzał na Nataszkę tak obojętnie, jakby stanowiła rzeczywiście część obicia na ścianie. Borys tak samo przeszedł w tańcu dwa razy koło nich i za każdym razem obracał głowę w inną stronę. Berg z żoną, którzy także nie tańczyli, przecisnęli się do tych biednych trzech samotnic, od wszystkich opuszczonych.
To już dobiło Nataszkę. Czuła się najokropniej upokorzoną, tą grupą czysto rodzinną, w pośród balu w obcym domu. Czyż nie mają dość czasu i miejsca, nagadać się i nacieszyć się sobą do woli u siebie?
Car skończył nareszcie poloneza. Obszedł salę trzy razy, za każdym razem damę zmieniając. I muzyka grać przestała. Nadto gorliwy carski adjutant, rzucił się ku tym trzem paniom, żądając żeby się jeszcze