Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marja Antonówna, najpiękniejsza między pięknemi... Zachwycająca! a co za toaleta! Skromna, ale jaki szyk!... Jest i niedźwiedź w okularach, masson zagorzały, Bestużew... wygląda obok żony, niby olbrzymi pajac, którego ona ciągnie na sznureczku... Śmieszna figura!
Piotr przeciskał się przez tłum, kołysząc się na swoich długich i grubych nogach. Kłaniał się na prawo i lewo, ze zwykłą u niego dobrodusznością. Szedł z taką apatyczną obojętnością, jakby znajdował się na rynku, między tłumem wrzeszczących przekupniów. Zdawał się szukać kogoś oczami.
Nataszka spojrzała z radością, na tego „pajaca“ (jak go przezwała była w swojej niełasce hrabianka Perońska). Obiecał jej był Piotr solennie przybyć na bal i starać się dla niej o tancerzy.
Był już blisko, tuż przy niej, gdy zatrzymał się i zaczął rozmawiać z wyższym oficerem w białym mundurze, wzrostu średniego i twarzy nader sympatycznej o rysach klasycznie pięknych. Ten dysputował z jakąś matadorą, z piersiami okrytemi gwiazdami i krzyżami. Tym pięknym oficerem był Andrzej Bołkoński. Nataszka poznała go od razu. Znalazła go odmłodzonym, odświeżonym, pełnym życia i o wiele przystojniejszym.
— Mamo, jeszcze jeden znajomy — zwróciła uwagę hrabiny na Andrzeja. — Nocował u nas w Otradnoe, przypominasz sobie?
— Jakto, znacie go panie? — spytała Perońska. — Ja bo znieść go po prostu nie mogę! Obecnie stał się prawie wyrocznią. Rządzi dowolnie wszystkiem i wszystkimi. Dumny, nieprzystępny, jak jego ojciec. Zawarł