Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nią gwałtownie po raz pierwszy. — Któż z nas mógł przewidzieć coś podobnego?
Nataszka, chociaż przekonana najmocniej, że zajęła się była księciem Andrzejem, jeszcze za jego pierwszej bytności w Otradnoe, nie mogła przezwyciężyć pewnej bojaźni, w obec szczęścia tak wielkiego i tak istotnie niespodzianego.
— Trzebaż było żeby on tu przybył, a i my również... żebyśmy się zeszli trafem na owym balu, gdziem mu się podobała!... Ah... to już los tak zrządził... jasne, niby słońce w południe!... tak stać się musiało... Wtedy kiedym ledwie spojrzała na niego mimochodem, uczułam w sercu coś dziwnego...
— O czem że jeszcze mówił z tobą? — matka badała dalej, zamyślona i zaniepokojona o swoje dziecko najukochańsze, przypominając sobie czterowiersz, napisany przez księcia Andrzeja w albumie Nataszki.
— Mamo, czy to nie wstyd wychodzić za wdowca?
— Co za szaleństwo! Nataszko módl się, proś Boga całem sercem, żeby wszystko kierował, ku twojemu dobru i szczęściu. Małżeństwa w niebie zapisane.
— Ah! mamo, mateczko najdroższa, jak ja ciebie kocham, jakam ja uszczęśliwiona! — wykrzyknęła Nataszka, ściskając matkę do uduszenia, ze łzami rzewnemi z nadmiaru radości.
Tego samego wieczora, książę Andrzej zwierzał się również Piotrowi ze swoją miłością i chęcią poślubienia Nataszki.
U hrabiny Bestużew był dnia tego raut wspaniały. Przybył poseł francuzki, i pewien książę krwi zagrani-