Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się na ślepy traf, na szansę lepszą lub gorszą, grając w karty. Powinno się grać na pewniaka... a jednak spróbuję!“ — trzasnął kartami i krzyknął: — Trzymam bank panowie!
Odsunął stos pieniędzy, który leżał przed nim i zaczął rzucać karty. Rostow usiadł obok, nie grając wcale.
— Nie graj, mój drogi, to o wiele bezpieczniej — wtrącił Dołogow od niechcenia... a Mikołaj... rzecz dziwna... uznał za stosowe, nawet konieczne, wziąć jedną z kart i położyć na nią kilka rubli.
— Nie mam pieniędzy przy sobie — rzekł z cicha.
— Oh! to najmniejsza — Dołogow zaprotestował. — Możesz grać „na słowo“.
Rostow przegrał pięć rubli, które był na kartę położył. Położył drugich pięć i przegrał tak samo. Dołogow przeszedł dziesięć razy ciągle wygrywając.
— Panowie, raczcie kłaść pieniądze na karty, każdy osobno — przemówił — gdyż inaczej nie mógłbym trafić do końca z rachunkiem.
Jeden z graczów zapewnił, że ufają mu najzupełniej.
— Zapewne... spodziewam się — bąknął Dołogow — lękam się jednak pomyłki... dla tego proszę, jeżeli łaska, kładźcie pieniądze na karty... Co się ciebie tyczy — zwrócił się do Rostowa — nie żenuj się. Porachujemy się później.
Ciągnął bank dalej, a lokaj nie przestawał dolewać gościom szampana, który płynął strumieniem.
Rostow przegrał już był 800 rubli. Chciał całą przegranę postawić na jedną quitte ou double, gdy w tem nalano