Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Po co u djabła! wlazł w tę kabałę, i dał się złapać w samotrzask?“
Dzień jeszcze nie zaświtał, gdy zbudził służącego, wydając mu rozkaz, żeby gotował wszystko do wyjazdu. Nie rozumiał wcale, jakby mógł po tem co zaszło, mówić jeszcze z żoną. Pragnął zatem wrócić do Petersburga, skąd chciał wysłać list do niej, zapowiadający chęć jego żyć odtąd samotnym i z żoną rozłączonym.
W kilka godzin później, lokaj który przyniósł mu kawę, znalazł go leżącym na szezlongu, z książką w ręce i śpiącego na twardo.
Obudzony nagle, nie mógł pojąć przez dłuższą chwilę, dla czego tu leżał i co z nim się stało właściwie?
— Jaśnie pani pyta, czy wasza wysokość jest w domu?
Piotr nie miał czasu odpowiedzieć lokajowi, kiedy w tropy za nim weszła Helena, w prześlicznym rannym szlafroczku, z atłasu białego ze srebrnym haftem. Jej dwa grube warkocze, okalały niby djadem piękną główkę. Tylko na czole gładkiem zwykle i białem jak alabaster, zarysowała się bruzda gniewem wyżłobiona. Wstrzymywała się od wybuchu, póki nie wyszedł lokaj z pokoju. Wiedziała już najdokładniej o całej historji z owym pojedynkiem i o tem chciała rozmówić się z mężem. Zatrzymała się o krok przed nim, mierząc go wzrokiem pogardliwym, z uśmiechem pełnym gorzkiego sarkazmu. Piotr onieśmielony, spojrzał na nią przelotnie z pod okularów, udając że czyta dalej książkę, której dotąd nie był z ręki wypuścił. Niby zając, gdy czuje że go siły opuszczają, i pies ma go tuj-tuj za kark schwycić, tak i on przycupnął cicho, poło-