Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Byłaś tam razem z Iwanuszką?
— Nie — odrzucił Iwanuszka, starając się nadać głosowi swojemu niskie dźwięki basowe. — Spotkaliśmy się dopiero w Juknowie z Pelagjuszką.
Staruszka uniesiona chęcią namiętną, opowiadania szeroko i długo o tem co widziała, nie dała mu dokończyć.
— Tak, ojczulku kochany, stał się wielki cud w Koliszynie.
— Cóż takiego? Czy objawił się w studni, lub w lesie jaki nowy obraz? — spytał drwiąco Andrzej.
— Andrzeju, daj jej spokój... Nie opowiadaj mu niczego Pelagjo.
— Dla czegóż nie miałabym mu opowiedzieć, moja słodka mamuńciu? — zaprotestowała babuleńka. — Kocham go, jest dobrym... to Boski wybraniec, mój dobrodziej.. Nie zapomniałam jak widzisz, że dał mi raz aż dziesięć rubli... Otóż jak byłam w Kijowie, mówi mi Kirjuszka... Wiesz ojczulku kim jest Kirjuszka?... Niewiniątko, idjota, prawdziwe Boże Dziecię, który pielgrzymuje jak Boży rok od miejsca do miejsca, zimą i latem boso i w jednej koszulinie... Powiada mi więc to niebożątko: — „Po co włóczysz się babo, po cudzych stronach? Idź do Koljaszyna. Objawiła się tam cudowna Matka Boża“. — Pożegnałam tedy Świętych Pańskich w Ławrze i poszłam!... Gdym dochodziła do miejca wskazanego, mówili mi po drodze ci, którzy z tamtąd powracali:
— „Dostąpiliśmy wielkiej łaski! Widzieliśmy olej święty, ściekający z twarzy Matki Bożej“...