Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go tylko przelotne miłostki, efemerydy, ginące z pierwszym dnia brzaskiem. Lękał się wszelkich zobowiązań na serjo. Żal mu było tej swobody kawalerskiej, tej niezależności zupełnej, która pozwalała mu na wszelkie, choćby i najdziksze wybryki. Powtarzał w duchu, patrząc na Sonię:
— Znajdę na tuziny takich jak ona, a które są mi dotąd nieznane! Czas jeszcze i wielki kochać na serjo i myśleć o poważnym stanie małżeńskim. O tem, po tem!
W swojej „junakerji“, udawał jakoby go wcale nie nęciło towarzystwo kobiet. Szedł na bale niby z musu. Co innego wyścigi, klub angielski, kolacyjki w kole męskiem, z Denissowem i innymi wisusami, no! i owe wizytki „na bulewarze“; to było właśnie czemś stosownem dla pięknego, młodego porucznika od huzarów!
Na początku marca, stary hrabia Rostow był niesłychanie zajęty i zakłopotany wielką ucztą, którą miał wydać klub angielski na cześć księcia Bagrationa.
Hrabia przechadzał się w szlafroku po swojej wielkiej sali, wydając mnogie rozkazy i polecenia, sławnemu marszałkowi klubu Fedorowi. Tyczyło się to wszystko dostawy najrzadszych nowalijek jako to: szparag, ogórków i poziomek. Miał również postarać się o ryby wspaniałe i całkiem świeże; o drób tłusty i zwierzynę w obfitości! Hrabia był dyrektorem klubu, od tegoż założenia. Lepiej od niego niktby był nie potrafił zorganizować podobnego objadu galowego, na tak wielką i wspaniałą skalę. Przychodziło mu to tem łatwiej, że zwykł był dopłacać z własnej kieszeni nadwyżkę po nad cenę bankietu z góry umówioną. Kuchmistrz i marszałek klubu słuchali hrabiego poleceń z widocznem zadowoleniem.