Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a za tem idzie, że nie podobna mi armją dowodzić. Przyprowadziłeś jenerale twój oddział do Połtuska, mocno nadwerężony, gdzie znajduje się bez drzewa na opał i bez furażu dla koni. Trzeba coś na to poradzić, tak przynajmniej brzmi twój raport do hrabiego Bouschewdena. Powinieneś cofnąć się aż do naszej granicy, co masz wykonać dziś zaraz“.
— „Wskutek wszystkich trudów obozowych i ciągłego siedzenia na koniu — pisze marszałek do cara — siodło obdarło mi skórę do żywego mięsa. Nie jestem w stanie dosiąść konia, ani dowodzić armią, w chwili tak ważnej. Oddałem więc naczelne dowództwo najstarszemu w randze, hrabiemu Bouschewdenowi, odsyłając mu cały sztab przyboczny, i wszystko do tego przynależne. Udzieliłem mu przy tem rady, jeżeli mu braknie chleba, żeby usunął się w głąb Prus. Wiem z raportów, że chleba zaledwie wystarczy na jeden dzień. Kilka pułków nie zaopatrzono w żywność zupełnie, według sprawozdania dywizjonerów, Ostermana i Sedmoreckiego. Chłopi okoliczni, sami głód cierpią, cóż więc znajdą u nich nasi żołnierze? Co do mnie będę czekał na wyleczenie z ran w szpitalu garnizonowym w Ostrołęce. Uwiadamiając o tem wszystkiem Waszą Cesarską Mość, mam zaszczyt dodać, że jeżeli nasza armja będzie obozowała w tem samem miejscu jeszcze ze dwa tygodnie, do wiosny nie będziemy mieli w szeregach ani jednego żołnierza mocnego i zdrowego.“
„Pozwól Najjaśniejszy Panie odpocząć w wiejskiem zaciszu starcowi niedołężnemu. Uniesie on z sobą smutne i bolesne przekonanie, że nie zdołał spełnić należycie, wielkich i chlubnych zadań, do których raczyłeś go