Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego świata: — „Tem gorzej dla ciebie. Masz czego chciałeś, panie Jerzy Dandin!“
Gdy Borys, lew tego wieczoru, wszedł do salonu, wszyscy goście już się byli zgromadzili. Rozmowa, prowadzona i podtrzymywana głównie przez pannę Scherer, obracała się po największej części, około rokowań dyplomatycznych Rosji z Austrją i nadziei nawiązania z nią nowego sojuszu.
Borys, który był znacznie zmężniał w tym czasie, miał na sobie galowy, strojny mundur adjutanta. Wszedł do salonu krokiem lekkim, posuwistym, podkręcając wąsiki z miną junacką. Skłoniwszy się z daleka „Cioci“, zbliżył się do ogniska głównego w salonie.
Panna Scherer dała mu swoją suchą rękę do ucałowania, i przedstawiła go osobom, których nieznał. Nazywała mu jednego po drugim, w miarę jak im wymieniała Borysa nazwisko:
— Książę Hipolit Kurakin... najmilszy chłopiec w świecie... Pan Krug, sekretarz w duńskiej ambasadzie... rozum stanu głęboki... Pan Schittrow... człowiek wielkich zasług...
Udało się w końcu Borysowi dzięki matki zabiegom i panowaniu nad sobą, stworzyć i zapewnić sobie stanowisko iście do pozazdroszczenia. Powierzono mu właśnie ważną misję do spełnienia w Prusiech. Wracał z tamtąd kurjerem. Wcielił się był najzupełniej w ów regulamin nie napisany nigdzie, który uderzył go po raz pierwszy w Ołomuńcu. Przekonał się wtedy, że częstokroć skromny poruczniczek, może wyprzedzić nawet jenerała. I o tem się wówczas dowiedział, że aby cel o-