Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 03.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

razu, zwiesił smutno głowę na piersi i zaczął na nowo obracać w palcach tabakierkę.
— Lekcja jeografii! — mruknął niechętnie, niby głosem przyciszonym, dość głośno jednak, aby go wszyscy obecni słyszeć mogli.
Pszczebiszewski, trzymając rękę przy uchu w trąbkę zwiniętą, dla lepszego słyszenia, wyglądał na człowieka pełnego uszanowania, ale umiejącego przytem zachować miarę i nie poniżyć godności osobistej. Ten jeden rzeczywiście słuchał w ducha skupieniu, z całą uwagą. Dokturow małego wzrostu, skromny z natury, ale nie mniej woli żelaznej i odwagi nieustraszonej, pochylony nad mapą, starał się sumiennie wyuczyć terenu, którego nie znał zupełnie. Prosił kilka razy Weirothera, żeby mu powtórzył nazwy miejscowości, których nie był w stanie od razu zapamiętać. Zapisywał następnie rozmaite nazwiska wsi i miasteczek, w swojej książeczce.
Gdy po godzinie Weirother skończył nareszcie czytać, Langeron wstrzymał wirowanie swojej tabakierki. Ogólnikowo, jakby słów swoich nie stosował do nikogo specjalnie, zaczął wystawiać jasno i dobitnie, całą trudność w wykonaniu tego planu. Był on oparty na przypuszczalnej, ale niczem nie dowiedzionej obecności sił nieprzyjacielskich, tam, lub owdzie. Zbadać dokładnie jego pozycję, było wręcz niepodobieństwem, przenosił się bowiem co chwila gdzie indziej. Te zarzuty miały słuszną podstawę; celem ich jednak ubocznym, było najoczywiściej dać uczuć austrjackiemu jenerałowi, że odczytał swój plan z zarozumiałością profesora, gdy w szkole prawi o czemś swoim uczniom z katedry. Chciał