Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gając rękę z pod płaszcza zużytego i kładnąc ją na ramię syna, ruchem pieszczotliwym i nieśmiałym jednocześnie — bądź grzecznym, serdecznym, a przedewszystkiem ostrożnym. Jest twoim ojcem chrzestnym, a twoja przyszłość od niego zawisła. Nie zapominaj o tem! Bądź takim milusieńkim, jak ty to potrafisz, skoro zechcesz!
— Byłbym rad, szczerze wyznaję, być pewnym, że osiągnę z tego wszystkiego coś więcej, niż ubliżające upokorzenie — odrzucił zimno i szorstko. — Przyrzekłem jednak mamie, i zrobię to dla ciebie jedynie.
Nie chcąc się zapowiadać, weszli matka z synem do obszernej sieni oszklonej z dwoma rzędami posągów marmurowych, w niszach poustawianych. Szwajcar zmierzył ich od głowy do stóp i wzrok jego zatrzymał się nieco dłużej na płaszczu matki mocno wytartym i zszarzanym. Spytał wtedy, czy przyjechali do młodych księżniczek, czy do hrabiego. Dowiedziawszy się, że pragną odwidzieć hrabiego, pospieszył oświadczyć im kategorycznie, mimo kilku powozów czekających w dziedzińcu, które kłam zadawały temu twierdzeniu, że jego Ekscellencja nie przyjmuje nikogo ponieważ dogorywa.
— Skoro tak jest, odjeżdżajmy — bąknął Borys cicho, po francuzku.
— Mój najdroższy! — matka dotknęła się jego ramienia, mówiąc błagalnie, jak gdyby to jej dotknięcie, posiadało dar uspokojenia go, lub podsycania jego woli.
Zamilkł rzeczywiście. Skorzystała z tego matka i zaczęła przemawiać do szwajcara tonem płaczliwym:
— Wiem, że hrabia jest bardzo chory dla tego wła-