Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Borys nie ruszał się z miejsca patrząc drwiąco na jej twarzyczkę niezwykle ożywioną i uśmiechniętą.
— Nie chcesz? No! to pójdź tutaj...
Pociągnęła go pomiędzy palmy, cisnąwszy w kąt lalkę.
— Bliżej, bliżej! — szepnęła jakby jej nagle tchu zabrakło, przytrzymując młodego porucznika za pętlicę od munduru. Teraz drżąca i gotowa płaczem wybuchnąć spytała cichutko: — A mnie pocałujesz?
Borys zarumienił się po same uszy.
— Jakaś ty dziwna! — bąknął.
Pochylił się nad nią niepewny i wahający.
Jednym susem wskoczyła na duży wazon, otoczyła szyję swego towarzysza cieniutkiemi ramionami, a odrzuciwszy w tył włosy, pocałowała go w same usta.
Potem zsunęła się na ziemię, biegnąc szybko pomiędzy klombami. Zatrzymała się u drzwi z główką spuszczoną.
— Nataszko, kocham cię, wiesz o tem, ale...
— Jeżeli kochasz, to nie ma żadnego ale!
— Kocham! błagam cię jednak, nie zaczynajmy więcej... tego cośmy przed chwilą uczynili... Za lat cztery... pójdę do twego ojca prosić o twoją rękę...
Natasza zaczęła się nad tem zastanawiać:
— Trzynaście, czternaście, pietnaście, szesnaście — rachowała na paluszkach. Dobrze! Sprawa skończona i umówiona!...
Uśmiech pełen ufności i zadowolenia, rozjaśnił jej szczupłą twarzyczkę.
— Tak będzie, najniezawodniej! — potwierdził Borys.