Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hipcio stojąc w bramie śmiał się nerwowo i czekał na wicehrabiego, któremu obiecał, że go odwiezie.
— Powiem ci, mój drogi, że twoja malutka księżna śliczna, szykowna, co się zowie! — przemówił wicehrabia wsiadając do powozu. Miasnął w dodatku językiem i ucałował końce palców.
Hipcio wybuchnął głośnym śmiechem.
— Wiesz co — żartował dalej wicehrabia — żeś wielce niebezpieczny z tą twoją minką niewiniątka. Żal mi męża biednego, owego oficerka, który pozuje w swojej bezgranicznej próżności i arogancji na księcia krwi.
Hipcio wybełkotał wśród śmiechu:
— A utrzymywałeś wicehrabio, że damy nasze nie warte rozwiązywać wstążeczek u trzewiczków waszych Francuzek! Widzisz! trzeba tylko umieć je zażyć...





VI.

Piotr wszedł pierwszy do gabinetu księcia Andrzeja, jako gość codzienny, znający na wylot zwyczaje i urządzenie domu. Położył się wygodnie na szezlągu i sięgnął na chybił trafił po książkę. Tym razem dostały mu się „Komentarjusze Cezara“. Podparłszy głowę łokciem, wziął się natychmiast do czytania i to w samym środku.
— Cóżeś znowu nagadał u panny Scherer za rzeczy niestworzone? — nabrał go z góry Bołkoński. Wszedł on w chwilę później od gościa zacierając nerwowo ręce