Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stosowany z pióropuszem jakiegoś jenerała. Wywijał nim i miął go niemiłosiernie, póki nie spostrzegł tego właściciel i skoczył ku niemu przestraszony, aby uratować swoją własność od zagłady. Trzeba jednak dodać, że okupywał te wszystkie braki i niezgrabności, swoją dobroduszną naiwnością i skromnością.
Panna Scherer zwróciła się ku niemu na pożegnanie, z wyrazem pełnym łaskawości i przebaczenia chrześcjańskiego:
— Spodziewam się — przemówiła tonem łagodnym — że jeszcze nieraz zobaczę pana kochanego u siebie. Nie tracę przytem nadziei, że wtedy zmienisz zdanie, pod wielu a wielu względami...
Nic jej na to nie odpowiedział. Tylko gdy nawzajem oddawał jej ukłon pożegnalny, wszyscy obecni mogli widzieć igrający na jego ustach uśmiech szczery, który zdawał się mówić:
— Zdanie, zdaniem, każdemu wolno mieć inne, ale w końcu musicie przyznać, że jestem chłopcem zacnym i poczciwym.
To było taką prawdą, że wszyscy ją odczuli, nie wyłączając samej panny Scherer.
Książę Andrzej wyszedł do przedpokoju w ślad za swoją żoną i Hipciem. Słuchał obojętnie i ze znudzeniem Hipcia głupiej paplaniny, zarzucając płaszcz na ramiona, który mu lokaj podawał. Hipcio z lornetką na nosie wpatrywał się uporczywie w ładniutką, małą księżnę.
— Wróć do salonu, Anetko — rzekła Liza do panny Scherer, ściskając ją czule na pożegnanie. — Tu o wiele