Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

starzec żyjący na wsi, w kącie zapadłym, zupełnie na pozór od świata oderwany, mógł znać tak dokładnie, w szczegółach najdrobniejszych wszelkie kombinacje polityczne w całej Europie.
— Sądzisz, że ja się na tem nie rozumiem, dla tego żem stary? Otóż widzisz... to mi nie daje spokoju!... Nie spię nieraz w nocy, tylko myślę i myślę!... Cóż ten twój wódz potężny zdziałał? Gdzie i kiedy dał się poznać?
— Wyliczanie tego wszystkiego zabrałoby nam nadto wiele czasu.
— A zatem, złącz się z twoim Bonapartem! Jeszcze jeden zapalony wielbiciel, tego waszego ciury, nie cesarza! — zawołał doskonałą francuzczyzną, zwracając się do panny Bourriènne.
— Wiesz mości książę, że nie przepadam wcale za Bonapartem — żywo zaprotestowała.
— „Poszedł wojować, nie wie kiedy wróci!“ — zanucił starzec najfałszywiej w świecie. Śmiejąc się szydersko i zjadliwie, wstał od stołu.
Póki trwała żywa rozprawa, mała księżna siedziała cichutko jak trusia przestraszona. Spoglądała po kolei na męża, na teścia i na księżniczkę Marję. Zaledwie jednak skończył się objad, porwała ją pod ramię, i pociągnęła za sobą do pokoju przyległego.
— Co to za rozum wszechstronny u twojego ojca! — wykrzyknęła. — Z tego powodu zapewne tak mi imponuje i tak go się lękam!
— On taki dobry! — odpowiedziała księżniczka.