Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z 13. sprawił mi wielką radość. Kochasz mnie więc zawsze, moja poetyczna Juleczko! Nieobecność, na którą tak sarkasz i narzekasz, nie zmieniłaż i nie osłabiłaż uczuć twoich? Tyż to skarżysz się na rozłączenie nasze? Cóż jabym dopiero mogła o tem powiedzieć, gdybym ośmieliła się rozwodzić ze skargami, ja, pozbawiona obecności tych wszystkich, których ukochałam? Ah! gdyby nie religja, ta jedyna nasza w smutku pociecha, jakżeby to życie wydało nam się nieraz nie do zniesienia! Dla czegóż posądzasz mnie niejako o sąd ostry i brak współczucia, mówiąc mi o twojem przywiązaniu dla tego młodzieniaszka? Pod tym względem, jestem jedynie dla siebie surową. Pojmuję u innych podobne uczucia, mimo żem ich sama nie doświadczyła i wcale nie myślę ich potępiać. Wydaje mi się tylko, że miłość chrześcjańska, miłość bliźniego, szczególniej umiłowanie nawet swoich nieprzyjaciół, jest czemś wznioślejszem i słodszem niż uczucia, któremi mogą natchnąć piękne i wymowne oczy młodego człowieka, osóbkę tak kochliwą i poetyczną, jaką ty jesteś. Wiadomość o śmierci hrabiego Bestużewa, doszła nas jeszcze przed twoim listem. Ojciec mój był nią bardzo wzruszony. Powiedział, że to był przedostatni przedstawiciel, owego wielkiego stulecia, teraz zaś przyszła kolej na niego; postara się jednak, aby nie tak prędko zejść z horyzontu. Niech nas Bóg w łasce swojej zachowa jak najdłużej, od tak strasznego nieszczęścia! Nie mogę podzielić z tobą twojego sądu o Piotrze, którego znam od lat dziecięcych. Wydawało mi się zawsze, że ma serce jak najlepsze, a to przymiot, który cenię najwyżej.