Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieruchomo, głos atoli, nad którym nie umiała dłużej panować, dźwięczał donośnie, ale fałszywie i piszcząco.
— Byłoby to coś cudownego, przewybornego! Co do mnie, nigdy niczego nie żądałam, i niczegobym nie przyjęła! — piszczała coraz głośniej, zrzuciwszy w gniewie z kolan nawet swego mopsika ulubionego, przyczem mięła suknię nerwowo. — Okazałby tem jednak śliczną wdzięczność i przywiązanie, nam, które dla niego wszystkośmy poświęciły. Brawo, brawo, doskonale! Ja na szczęście niczego nie potrzebuję!
— Nie jesteś przecie samą, masz siostry...
— Tak, tak! — wrzeszczała dalej, nie zważając wcale na jego słowa. — Wiedziałam o tem od dawna, nie chciałam tylko tego rozmazywać. Zazdrość, zawiść podła, obłuda, nikczemne intrygi, najczarniejsza niewdzięczność, oto czego mogłam spodziewać się w tym domu. Zrozumiałam wszystko i wiem komu mam podziękować, za te nikczemne intrygi!
— Ależ tu nie o to idzie, moja droga.
— To owa protegowana przez kuzyna, piękna lala! księżna Trubeckoj, narobiła całej tej chryi! Obrzydliwa babsko od siedmiu boleści i od ósmego nieszczęścia, którejbym nie wzięła na garderobianę!
— Dajże jej pokój. Nie traćmy czasu daremnie!
— Ah! to raczej ty kuzynie, zostaw mnie w spokoju. Wśrubowała się, wcisnęła gwałtem do domu przeszłej zimy, i nagadała hrabiemu okropności, rzeczy niestworzonych, na nas, szczególnie na Zosię. Niepodobna ich powtórzyć przed tobą, książę... Hrabia aż się rozchorował po tych plotkach, i nie chciał widzieć żadnej